niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 8

-Przepraszam-powiedziałam spuszczając pokornie wzrok. Valentine miał trochę racji, nie powinnam tak na niego krzyczeć. Może i jest marnym ojcem, ale zawsze ojcem.  Gdy podniosłam wzrok zauważyłam w oczach ojca całą gamę uczuć. Dumę, zdziwienie,radość a nawet miłość?
-Powinniśmy zacząć lekcję-oznajmił po chwili. Potulnie usiadłam na miejscu a Morgenstern wręczył mi zeszyt i długopis. Zaczął opowiadać o Darach Anioła, Jonathanie-Pierwszym Nocnym Łowcy, upadłych aniołach, które stały się demonami a nawet wymienił imiona najważniejszych aniołów. Skupiona notowałam najważniejsze informacje i nie zauważyłam, jak słońce schowało się za horyzontem ustępując miejsca księżycowi.
-Chyba czas na kolację-powiedział ojciec wstając-Dokończymy jutro-dodał zmierzając w kierunku drzwi. Pośpiesznie wyrwałam zrobione notatki chowając je do kieszonki w sweterku. Dogoniłam Valentina, by razem z nim po dziesięciu minutach pojawić się w jadalni.
Za wielkim stołem na przeciw siebie siedzieli już Jonathan i Jocelyn. Usiadłam obok brata a ojciec zamiast zająć swoje miejsce u szczytu stołu zasiadł naprzeciw mnie, po lewej stronie matki.
-Kochani. Czyż to nie wspaniały widok widzieć rodzinę wreszcie w komplecie?-rzekł zwracając na siebie uwagę syna i byłej żony.
-Masz rację ojcze, ta chwila jest warta uwiecznienia-powiedział Jonathan wyniosłym głosem.
-Po co?-spytała matka-Przecież będziemy zasiadać tak codziennie. Prawda Clarisso?-spytała mnie podobnym głosem co pozostali, lecz tylko na dźwięk jej głosu przeszły mnie ciarki. Zawsze byłam dla niej Clary lub Clay a ona wściekała się, gdy ktoś nazwał mnie pełnym imieniem. A teraz sama go używała.
-Miejmy nadzieję-Powiedziałam cicho.
Do końca kolacji nie odezwaliśmy się ani słowem. Każdy zajęty był jedzeniem.
Rozeszliśmy się do swoich pokoi po krótkim pożegnaniu.
Postanowiłam nastawić budzik na wczesny ranek, by znów nie obudził mnie krzyk Christophera. Spojrzałam na szafkę nocną, lecz nie znalazłam tam zegarka, tylko dużą paczkę ozdobioną kolorowym  papierem. Podeszłam bliżej i zauważyłam kopertę z moim imieniem na wierzchu.
Chwyciłam ją i przeczytałam:
                
                             Droga Clary
Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę? Wyznałaś mi w niej, że uwielbiasz rysować, lecz nie masz potrzebnych przyporów. Postanowiłem zrobić Ci niespodziankę i kupić parę drobiazgów. Uznaj to za zadośćuczynienie za moje kłamstwo.
                     
                                      J.CH.M. (twój brat)



Rzuciłam list na łóżko i sięgnęłam po paczkę.  Rozerwałam papier i ujrzałam pełen arsenał malarski. Bloki, kredki, ołówki, gumki, farby, pędzle, pastele a nawet kilka płócien. To z pewnością nie było "parę drobiazgów". Zapominając o Bożym świecie chwyciłam za ołówek i szkicownik i zabrałam się za rysowanie. Na początku wodziłam rysikiem po kartce tworząc różne postacie, o których mówił ojciec. Narysowałam anioły wypędzone z Nieba, Razjela tworzącego Dary Anioła i wręczającego je Jonathanowi. Potem bardzo dokładnie starałam się odwzorować dzisiejszą kolację. Nie zauważyłam nawet jak ktoś otwiera drzwi (widocznie ich nie zamknęłam na klucz) i siada obok mnie, oglądając moje rysunki.
-Ładne-powiedział Jonathan tuż nad moim uchem a ja instynktownie zerwałam się z łóżka i przywaliłam mu zeszytem w twarz
-Ała-powiedział blondyn siadając na podłodze i łapiąc się za nos.
-Naprawdę przepraszam, wystraszyłeś mnie-powiedziałam klękając obok rannego.
-Wyciągnij mi z tylnej kieszeni stelle i narysuj mi runę szybkiego leczenia-rzekł trzymając się za nos.
-Runę? Szybkiego leczenia?-spytałam ze strachem. Oczywiście słyszałam o runach, ale nigdy żadnej nie narysowałam. Mimo to chwyciłam stele i zaczęłam rysować. Nie. To stella sama rysowała bez mojej pomocy.
-Dzięki-powiedział blondyn, gdy skończyłam
-Ja na prawdę nie chciałam, to był przypadek-szepnęłam
-Daj spokój. Miło wiedzieć, że mój trening nawet po jednym dniu działa-rzekł z błyskiem w oku
-Co Cię do mnie sprowadza?-spytałam zmieniając temat
-Nic po prostu się nudziłem-powiedział niby obojętnie
-I dlatego przyszedłeś do mnie w środku nocy?-spytałam uśmiechając się
-No dobra. Chciałem sprawdzić, czy prezent Ci się spodobał-rzekł-Teraz widzę, że tak. Bardzo ładnie rysujesz-dodał sięgając po szkicownik
-Nie ruszaj tego-powiedziałam wyrywając mu z rąk zeszyt i przykładając go do piersi jakbym za wszelką cenę chciała go chronić.
-Dlaczego?-zapytał Jonathan.
-Bo to prywatna rzecz-powiedziałam z zawadiackim uśmiechem
-Dobra, dobra. Ja już chyba pójdę. Dobranoc-powiedział brat, po czym pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Postanowiłam pójść spać. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i oddałam w objęcia Morfeusza....

1 komentarz:

  1. Boskie najlepszy moment to jak Clary wali Jonathana w nos normalnie super :D

    OdpowiedzUsuń