Stałam na środku korytarza. Zimne kafelki wywoływały dreszcze na całym moim ciele a cisza wręcz drażniła uszy.
-Clary chodź do nas- usłyszałam cichy szept zza jednych z drzwi. Długo się wahałam, jednak postanowiłam odkryć źródło dźwięku. Czułam, że tajemnica ta kryje w sobie coś bardzo niebezpiecznego, jednak ważnego.
-Clary- znowu ktoś szepnął. Otworzyłam wrota i znalazłam się w jasno oświetlonym pomieszczeniu.
-Clary musisz go zabić- odezwał się znów ten sam głos.
-Kogo?-spytałam cicho.
-Simona. Simona. To wampir. Zabij go, zanim on zabije Ciebie. Zanim zabije twoją rodzinę. Zabij go. Śmiało Clary zabij go- szeptał głosik. Spojrzałam na swoją prawą dłoń, w której trzymałam poświęcony krzyż. Podniosłam wzrok i zobaczyłam wyżej wspomnianego chłopaka. Przyjaciel uśmiechał się do mnie zachęcająco.
Wzięłam zamach i rzuciłam sztyletem w serce Simona. Miałam nadzieję, że chybię choć wiedziałam, że to niemożliwe. Przyjaciel upadł na kolana a jego krew zabrudziła koszulkę, spływając aż do moich stóp. Ostatni raz spojrzałam na chłopaka i dostrzegłam, że na twarzy bruneta zastygło przerażenie, ale też i miłość.
-Dobra robota siostrzyczko, zdałaś drugą próbę- usłyszałam za plecami głos brata.
Zdziwiona odwróciłam się w jego kierunku, lecz nikogo nie ujrzałam.
-Gdzie jesteś?-spytałam cicho.
-Mnie tu nie ma. To tylko twój sen- rzekł Jonathan kładąc mi ręce na ramionach.
-To dlaczego czuję twoją obecność?-zapytałam.
-Bo tego chcesz. A teraz się obudzisz i o wszystkim zapomnisz- rzekł chwytając mnie za ramiona i odwracając w swoją stronę.- Śpij dobrze Clary- dodał całując mnie w czoło. Po tych słowach zniknął. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Obudziłam się. Czyli to był tylko sen. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że ktoś wciąż mnie obejmuje. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, że obok mnie śpi Jace. Wyglądał jak anioł z tymi rozwianymi włosami i delikatnym wyrazem twarzy. Mimowolnie pisnęłam, co usłyszał blondyn, bo zerwał się momentalnie z łóżka.
-Co się stało Clary?-spytał ze strachem.
-Możesz mi wyjaśnić, co robisz w MOIM łóżku?- powiedziałam akcentując każde słowo.
-No wiesz... Mówiłem, że chcę spędzić z Tobą trochę czasu- Powiedział przeczesując włosy ręką.
-Wyjdź- wysyczałam wskazując ręką drzwi.
-Oj kochanie daj spokój. Mam Cię pilnować. Obiecałem przecież Twojemu ojcu- rzekł pewnie.
-Wyjdź- powiedziałam, już mniej pewnie.
-Clary- powiedział z czułością.
-Dobrze, ale..-zaczęłam wystając z łóżka i grzebiąc w szafie w poszukiwaniu kocy.
Gdy znalazłam dwa grube koce rzuciłam je na podłogę- śpisz na podłodze- dokończyłam próbując zepchnąć go z łóżka. Jace wykorzystał to i zrzucił nas oboje z posłania.
*Perspektywa Jace'a*
Bardzo bawiły mnie te podchody z Clarissą, więc złapałem ją w pasie i delikatnie zrzuciłem z łóżka. Położyłem się na niej, podpierając jedynie na ramionach.
-I znowu górą- szepnąłem jej do ucha z uśmiechem.
-Zejdź ze mnie- odpowiedziała zawstydzona.
-Ktoś tu się rumieni- rzekłem posyłając w stronę dziewczyny cudowny uśmiech.
-Masz skończone szesnaście lat?-spytała niespodziewanie.
-Tak.-odpowiedziałem krótko
-Czyli mogę posądzić Cię o molestowanie- szepnęła z zadowoleniem.
-Nie zapominaj, że nie jesteśmy w świecie przyziemnych. Tutaj w wieku siedemnastu lat powinnaś być już po ślubie. Więc możesz uznać to za przed małżeńskie przygotowania- szepnąłem całując Clary w czoło.
-Dlaczego się na mnie uwziąłeś? Dlaczego ubzdurałeś sobie, że za Ciebie wyjdę?-szepnęła ze złością, jednocześnie próbując wydostać się z mojego stalowego uścisku.
-Kochanie nawet nie próbuj- powiedziałem widząc, że dziewczyna chce kopnąć mnie w czułe miejsce- W tym momencie mógłbym połączyć nas runą, którą łączy się małżeństwa. Byłabyś na zawsze moja. Chcesz tego?-spytałem. Oczywiście kłamałem z tym łączeniem, ale czego nie robi się w imię miłości?
-Naprawdę?- spytała ze strachem w oczach.
-Naprawdę- odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ale nie zrobisz tego, prawda?-znów zadała pytanie.
-Zależy. Jeśli będziesz grzecznie robić to o co Cię poproszę, to bez twojej zgody nic nie zrobię- powiedziałem. W odpowiedzi dziewczyna kiwnęła głową.
-Dasz mi chociaż spać?-spytała po chwili.
Bez słowa sięgnąłem po kołdrę i przykryłem nas dokładnie.
-Śpij Clary- wyszeptałem.
-Dobranoc- odpowiedziała oddając się w objęcia Morfeusza. Postanowiłem pójść w ślady dziewczyny z nadzieją, że spotkamy się we śnie.
*Perspektywa Izabell*
Gdy zeszłam na śniadanie, przy stole siedzieli już wszyscy oprócz Clary i Jace'a.
~Odsypiają- pomyślałam, po czym zajęłam się kanapką. Jednak, gdy do końca śniadania Łowcy się nie pojawili, zaczęłam się martwić.
Bez słowa wyszłam z jadalni i udałam się w kierunku pokoju dziewczyny. Szarpnęłam za klamkę a drzwi o dziwo ustąpiły. Na palcach weszłam do pokoju a widok, który tam zobaczyłam przerósł moje najśmielsze oczekiwania...
Uuuu będzie się działo :D
OdpowiedzUsuń